50 latek masz juzna karku - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
Zawał serca jest stanem nagłym, który mogą jednak przepowiadać pewne objawy, które pojawiają się nawet miesiąc wcześniej. Pewne subtelne znaki możemy dostrzec już dni lub tygodnie przed zawałem, dlatego warto mieć świadomość, jakie dolegliwości lepiej mieć na oku. Warto o tym pamiętać, ponieważ choroby serca są najczęstszą przyczyną śmierci wśród kobiet i mężczyzn.
50 latek ci stuknęło, nie myśl jednak żeś już stara.Nie jedna panna ci zazdrościwiary w siebie i mądrości.W dniu twych urodzin życzę tobieuśmiechu od ucha - Życzenia / 50 Urodziny
Domowe sposoby na ból karku. Masaż to podstawowy sposób na ból i sztywność wszystkich mięśni. Sami często odruchowo sięgamy dłońmi karku, gdy ten powoduje dyskomfort. Najlepszą skuteczność przynosi masaż profesjonalny. Nie zawsze jednak mamy przy sobie kogoś, kto by wyręczył nas w kojącym dotyku.
na karku u zaradnego w przenośni. okularnik. ma na karku wzór przypominający okulary. chyb. długa i gęsta szczecina na karku u dzika. kuwasz. pies pasterski o obfitej, białej sierści, tworzącej na karku kołnierz. nakarcznik. pas skórzany opierający się na karku konia, będący częścią uprzęży szorowej.
Tłumaczenia w kontekście hasła "na karku za" z polskiego na angielski od Reverso Context: Tylko, że sąd już mi siedział na karku za inne sprawy Więc dostałem 16 lat za podpalenie, zredukowane do 10.
ZHCwA0. Wiadomość gry 21 lipca 2022, 10:15 W Goodsprings odbyła się impreza tematyczna dla fanów Fallout: New Vegas. Przybyło znacznie więcej osób, niż początkowo szacowano. źródło: Steam | Fallout New Vegas O tym, że Fallout: New Vegas jest bardzo udaną grą nie trzeba nikogo przekonywać. Choć produkcja ma już na karku 12 lat, to na forach internetowych czy kanałach w serwisie YouTube wciąż sporo się o niej mówi. Fanów postapokaliptycznej historii rozgrywającej się na pustyni Mojave nie brakuje, czego dowodem jest niedawny event o nazwie New Vegas Day, który odbył się w prawdziwym miasteczku Goodsprings w stanie Nevada. Zimna Sunset Sarsaparilla i gra na kapsle Zaczęło się od tego, że właściciel restauracji o nazwie Pioneer Saloon, która była inspiracją dla firmy Obsidian Entertainment do stworzenia Prospector Saloon w grze, postanowił wyprawić całodniową imprezę dla fanów Fallout New Vegas. Początkowo spodziewano się, że przyjedzie około 50 osób, ale nastąpiło spore niedoszacowanie, bo gości było ponad 500. Opis eventu opublikował na swoim kanale w serwisie YouTube Tk-s Mantis, który zajmuje się tworzeniem filmów na temat tej gry. Na imprezie nie zabrakło zespołu muzycznego, który poza utworami znanymi z New Vegas (Big Iron na zawsze w sercu) grał także inne piosenki. Miłośnicy mogli rozegrać partyjkę w karawanę – karciankę obecną w New Vegas, a to wszystko oczywiście na kapsle. Fani przyjechali głównie ze Stanów Zjednoczonych, ale nie zabrakło także obcokrajowców. Mojave w prawdziwym życiuWiększość fanów Fallout: New Vegas zapewne wie, że akcja gry toczy się na pustyni Mojave, która naprawdę istnieje w stanie Nevada. W produkcji studia Obsidian Entertainment można zauważyć kilka lokacji, które powstały na bazie istniejących już miejsc. W 2012 roku twórca posługujący się w serwisie YouTube nickiem Culveyhouse stworzył krótki film, na którym przedstawia prawdziwe budowle, które w zmienionej wersji znalazły się w Fallout: New Vegas. Wracając jeszcze na chwilę do tematu Pioneer Saloon, na którym jak wspominałem wcześniej, bazował Prospector Salloon, z ciekawości zacząłem czytać opinie i nie brakuje tam nawiązań do gry. Bądźmy szczerzy, większość z was jest tutaj z powodu Fallouta. – RetroUproar Wspaniale było postawić stopę w Pioneer Saloon w prawdziwym życiu. Jedzenie było dobre, a poznawanie większej liczby fanów Fallout New Vegas było niesamowite. Mam nadzieję, że wrócę ponownie w przyszłym roku. – Sean Virges Naprawdę fajnie zobaczyć saloon w Fallout: New Vegas osobiście. Mam nadzieję, że utrzymają rzeczy związane z grą! – Rory Lynch
Czas jest policzalny, ale wartości nabiera dopiero, jak upłynie, a zysk przynosi tylko mądrze masz 20 lat, ja mam 20 latZdarzyło mi się ostatnio przejść po kampusie Uniwersytetu Warszawskiego. To nie jest moja macierzysta uczelnia, ale studencki klimat jest mi bliski. Moje „dorosłe” życie zaczęło się na studiach – wzięłam ślub, urodziłam już nie jestem dziewczyną, a kobietą, ale nadal jestem młoda, więc wciąż czuję się trochę jak studentka. Dlatego nieco zdziwiłam się, gdy przed bramą zagaił mnie kwestujący na chore dzieci wolontariusz, nie przechodząc od razu na „ty”, a uprzejmie zwracając się do mnie:„Przepraszam, proszę Panią, może zechce Pani wesprzeć…”.Przed nami siódme niebo?Jaka Pani ja się pytam?! Rozejrzałam się wokół. Nie jestem jeszcze panią w średnim wieku, a jednak nagle zaskoczył mnie fakt, że studentką też już nie jestem. Młodsze ode mnie są nie tylko moje własne dzieci, ale ludzie, którzy są już urodzeni w 2000 roku już za kilka miesięcy zaczną wchodzić w pełnoletność! Przez krótką chwilę poczułam gorzki smak prawdy, że ja też się starzeję. Niby wiem, przecież znam biologię i nieuchronność jej procesów. Widzę, jak odchodzą dziadkowie. Widzę nawet, że zmarszczka pośrodku brwi już mi się nie rozprostowuje, a jedyny póki co kosmyk siwych włosów nie da się tak łatwo ukryć. A jednak gdzieś w głębi serca naiwnie wmawiam sobie, że mnie ominie ten los. Że mnie to nie młodzi, jesteśmy silni, póki zdrowi – czujemy się nieśmiertelni. Tym bardziej przyda się nam memento mori. Polecam wykonanie ze mną krótkiego eksperymentu matematyczno (niech Cię to nie odstraszy!) – życia masz już za sobąZacznijmy od przyjęcia bardzo optymistycznego założenia, że dożyjemy 90-ciu lat. Mamy więc jedną trzecią życia za sobą, a 2/3 jeszcze przed nami. To daje około 60 lat i może wydawać się długim odcinkiem czasu, ale to tylko 21 360 dni. Jeśli suche liczby nie przemawiają do Twej wyobraźni, pójdźmy o krok dalej. Nasze życie to przecież nie puste dni, a raczej szereg aktywności, działań, spotkań, pracy, rozmów, trosk i zobaczysz prawdopodobnie już tylko 15 razy60 lat możemy przedstawić bardziej obrazowo, licząc na przykład wakacje, które Ci zostały. Te 60 urlopów liczonych tygodniami, które czasem dostaniesz, a czasem będziesz musiał poczekać na ferie zimowe. Wypad nad morze raz na 3-4 lata, daje mi tylko ok. 18 wizyt na plaży do końca życia. Podobnie przedstawia się zdobywanie górskich szczytów – mimo, że dopiero dobijam do 30-stki, zobaczę turnie i granie już tylko 12-15 większość czytanej przeze mnie literatury zastąpiły podręczniki i czasopisma medyczne lub wyparły książeczki dla dzieci, „dla siebie” czytam około 6 książek na rok. Liczę na poprawę, gdy dzieci podrosną, ale powinnam uwzględnić też fakt, że wtedy więcej czasu będzie zabierała mi więc przyjmę, że ten poziom nie ulegnie znaczącej zmianie, a mój wzrok posłuży mi do późnej starości, mam już tylko 360 książek do przeczytania. Nie wiem, czy czujecie wagę tego stwierdzenia, ale moim zdaniem to strasznie mało. Tylko że morskie kąpiele czy czytanie do poduszki stanowią zaledwie wycinek mojego życia. Przyjemny, ale nie najważniejszy. Najbardziej w moim życiu liczą się ojca, zapytaj matkiMieszkamy w innym mieście niż nasi rodzice. Widzimy się na świętach i urodzinach dzieci. Czasem jeszcze przy innej okazji, ale to wciąż mniej więcej 6-8 razy w roku, których tym razem nie mogę przemnożyć przez 60 potencjalnych lat mojego życia, bo odcinki rodziców i nasze nie pokrywają się w wspólny ten kawałek, który wynosi około 2/3, ale jedna z tych dwóch części już minęła. To daje nam max. 30 lat razem, przy tej częstotliwości spotkań to 180 razy. Czasem na dłużej niż na jeden dzień, ale nadal jest to może półtora roku razem do końca ich życia, podczas gdy przez moje pierwsze 18 lat widywaliśmy się codziennie. To robi mi też do myślenia w kontekście moich dzieci. Najstarsze z nich ma 6 lat, a więc dokładnie 1/3 najbardziej intensywnego czasu razem mamy już za sobą. Mimo że, jak pragnę wierzyć, jeszcze wiele lat życia przed nami, rzeczywistego czasu spędzonego wspólnie jest już znacząco Podobnie. Najbliżsi przyjaciele? Mieszkamy w trzech różnych miastach, częściej widujemy się pojedynczo, ale wszyscy razem zjeżdżamy się 3-4 razy w roku. O dalszych, ale serdecznych znajomych już nawet nie ma czasu do zmarnowania!Czujecie to? Jesteśmy młodzi i nie mamy już wcale tak wiele czasu. Właściwie nie mamy go w ogóle – nie mamy go na zmarnowanie. Każdy dzień, każda chwila jest skorzystamy z niej dobrze? Zależy od wyborów, jakie podejmiemy. Z moich krótkich wyliczeń wynika, że czas jest policzalny, ale wartości nabiera dopiero, jak upłynie, a zysk przynosi tylko mądrze więc książka, to tylko powalająca, jeśli wakacje, to tam gdzie czujesz się najlepiej pod słońcem, jeśli relacje – czasu nie żałuj, odmierzaj tłustą miarą. Bo ani się nie obejrzysz, a miną 3/3 i już żadnej części nie zostanie.
fot. Adobe Stock, David Pereiras Zbliżam się do sześćdziesiątki, mam całkiem siwe włosy, a mój synek w przyszłym roku idzie do szkoły. I właśnie zaczynam nowe życie. Pokochałem tego szkraba i chciałem, by był szczęśliwy. Stałem się tatą na cały etat. Kiedy się okazało, że zostanę ojcem, nie skakałem do góry z radości. Prawdę mówiąc, byłem w takim szoku, że musiałem uciec od ludzi. Wyjechałem na kilka dni, żeby w samotności poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Miałem już bowiem ponad pięćdziesiąt lat, a moje życiowe plany nie uwzględniały założenia rodziny. W dodatku z osobą, której wcale nie kochałem… Nie zamierzałem wiązać się z Beatą Beata była jedną z tych dziewczyn „do łóżka”, które czasami udawało mi się poderwać na mój gruby portfel i dobry samochód. No cóż, nie jestem księdzem, a biologia rządzi się swoimi prawami, więc nie mam zamiaru się tego wstydzić. Od początku nie zamierzałem się wiązać z Beatą. Moje związki z kobietami trwały dopóty, dopóki było miło i bezproblemowo. Na męża się nie nadaję. Teraz sam nie wiem, jak mogłem jej uwierzyć, że bierze tabletki antykoncepcyjne… Kiedy kilka tygodni później poinformowała mnie o ciąży, pierwszą moją myślą było: „Zaplanowała to!”. Ona jednak się zarzekała, że wszystkiemu jest winny jej wyjazd na urlop z koleżanką. Przez tę dłuższą podróż do Egiptu zaczął jej szaleć organizm i tabletki zawiodły. Podczas swojej kilkudniowej ucieczki długo zastanawiałem się, co robić. Nalegać na aborcję? Niby miałem do tego prawo i być może dziewczyna nawet by się zgodziła za odpowiednią kwotę, ale… Ruszyło mnie sumienie. Pomyślałem sobie, że nie mogę tak zwyczajnie pozbyć się dziecka, które przecież jest krwią z mojej krwi. Ono powinno się urodzić. „Na co ci przyszło na stare lata, durniu? – pytałem sam siebie. – Masz ponad pół wieku na karku i zostaniesz ojcem!”. Bałem się. Nie wiedziałem, czy podołam wychowaniu takiego malucha. Fizycznie byłem sprawny, jednak uzmysłowiłem sobie, że kiedy moje dziecko pójdzie do szkoły, ja będę już siwym dziadkiem. Czy ono nie będzie się więc mnie wstydziło? Postanowiłem, że wychowam je jak najlepiej będę potrafił, a kiedy okazało się podczas badania USG, że to będzie syn, poprosiłem Beatę, aby nosił imię po moim ojcu – Wiktor. – Tata nie doczekał się wnuka, w ten sposób chciałbym mu to wynagrodzić – wytłumaczyłem jej, a ona się zgodziła. Choć bardziej przypadek niż miłość zrobiły nas rodzicami, to postanowiliśmy z Beatą, że zrobimy wszystko, aby nasz syn był szczęśliwy. Przecież sami powołaliśmy go na ten świat… Kiedy urodził się Wiktor i spojrzałem na jego maleńkie, bezbronne ciałko, poczułem nagle, że dam radę go ochronić, bo to mój obowiązek. Postanowiłem także, że nie będę tylko niedzielnym tatą, ale zaangażuję się w pełni w wychowanie tego faceta, przez którego moje kawalerskie życie legło w gruzach. Dotąd podobały mi się dużo młodsze kobiety Przez Wiktora wszystko się zmieniło. Zachowałem wprawdzie swoje mieszkanie, ale i tak w ciągu tygodnia mieszkałem z Beatą, aby być bliżej dziecka. Przewijałem małego, karmiłem, kąpałem go, chodziłem z nim na spacery. Byłem tatą na pełnym etacie, chociaż pracującym. – Stary, ty jeszcze jesteś gotów się ożenić! – śmiali się ze mnie przyjaciele, którzy przecież znali dobrze moje dotychczasowe poglądy. Byłem wiecznym kawalerem. Miałem dobrą i ciekawą pracę, spłacone dwupokojowe mieszkanie i sportowy samochód ze zdejmowanym dachem, do którego nie tylko nie mieścił się wózek, ale nawet samo dziecko. Moje auto ma tylko jeden rząd siedzeń, a z przodu nie wolno przecież przewozić fotelika, ze względu na poduszkę powietrzną. Bardzo angażowałem się w wychowanie Wiktora, jednak ślubu nie brałem pod uwagę, co jasno dałem Beacie do zrozumienia. Nie nalegała. Sam nie wiem, kiedy minęły trzy lata z życia mojego synka. Wyrastał na wspaniałego faceta i wreszcie przyszedł dzień, kiedy zapisaliśmy go do przedszkola. Na mnie spadł obowiązek odprowadzania Wiktora. Pamiętam, że już pierwszego dnia w przedszkolnej szatni moją uwagę przyciągnęła pulchna szatynka. Była mniej więcej w moim wieku, co poznałem bardziej po dłoniach niż po jej wypielęgnowanej twarzy, wprost jaśniejącej miłością do dziecka, z którym przyszła. Mimo wszystko założyłem, że jest mamą dziewczynki, teraz przecież kobiety często późno rodzą, szczególnie drugie dziecko. Bardzo więc się zdziwiłem, gdy mała powiedziała do niej: „babciu”. Cóż, jeszcze parę lat temu w ogóle nie zwróciłbym uwagi na taką dojrzałą kobietę. Zawsze podobały mi się dużo młodsze, wysportowane blondynki. Sam też dbałem o siebie i – choć nie należę do pięknisiów – długie godziny spędzane w siłowni sprawiły, że bez ubrania prezentowałem się lepiej niż „w”… Jak więc mówiłem, pulchna szatynka z przedszkolnej szatni, od razu wpadła mi w oko. Następnego dnia zaprowadziłem małego o tej samej godzinie, licząc na to, że znowu ją spotkam. Udało się! Dostosowałem się do jej terminarza i tygodniami ją obserwowałem. Sprawiało mi niewysłowioną przyjemność patrzenie, jak poprawia kosmyk włosów opadający na czoło, jak marszczy nos albo drobnymi ruchami wygładza fałdy na sukience dziewczynki. Zachwycały mnie jej pełne piersi, zgrabne łydki i drobne dłonie. A kiedy którejś nocy mi się przyśniła, zrozumiałem, że jestem zakochany! To głupie, bo przecież nie wiedziałem o tej kobiecie kompletnie nic! Nawet tego, jak ma na imię, ani czy jest mężatką. Nie nosiła obrączki, jednak to przecież o niczym nie świadczyło. Byłem jednak zdeterminowany, by ją poznać, i pewnego dnia wreszcie nadarzyła się taka okazja. Z każdą chwilą lubiłem ją bardziej Lunął niespodziewany deszcz. Ja miałem przy sobie ogromny składany parasol, a ona tylko maleńką parasolkę wnuczki, której teraz przyglądała się niepewnie. Wiedziałem, że tą zabaweczką ochroni może tylko głowę, a poza tym będzie zupełnie mokra, zanim dotrze na parking do swojego czerwonego autka. Zaproponowałem jej więc schronienie. Przyjęła moje ramię z lekkim wahaniem. Zanim jednak doszliśmy do auta, znałem jej imię, Adela. – Ada – zaproponowała zwyczajnie, podając mi rękę na do widzenia. – A pan jest tatą Wiktora – stwierdziła. – Zenon… Zenek – moje imię na tle jej eleganckiego imienia wydało mi się nagle wstydliwie pospolite. – Jak mój ojciec! – ucieszyła się i uznałem to za miły zbieg okoliczności. – A Wiktor nosi imię po moim ojcu – pochwaliłem się. – Pana żona się na to zgodziła? – Nie mam żony – uznałem to za dobrą okazję, aby wyjaśnić swój stan cywilny. – Nie pobraliśmy się z matką Wiktora, bo on… Proszę mnie źle nie zrozumieć, kocham swojego syna nad życie, ale nie był planowanym dzieckiem. – Doskonale to rozumiem! – roześmiała się Ada. – To tak jak moja wnuczka. Kiedy córka powiedziała mi, że w wieku dziewiętnastu lat zostanie matką, byłam tym przerażona. Obawiałam się, że będzie ją wychowywała samotnie, tak jak ja wychowywałam ją. Ale na szczęście jej partner okazał się odpowiedzialniejszy niż mój, a i ja jej pomagam, jak mogę. No i teraz Julia jest naszym rodzinnym słoneczkiem. Kocham ją bardzo. Staliśmy pod parasolem przy jej samochodzie, jak zaczarowani, wymieniając rozmaite uwagi i poglądy, a deszcz sobie padał i padał… Mimo ochrony oboje byliśmy przemoczeni prawie do suchej nitki, więc w końcu stwierdziłem, że Ada powinna wsiadać do auta . – Nie chciałbym, żebyś przeze mnie się przeziębiła – powiedziałem. – No to do jutra – uśmiechnęła się. – Do jutra – odparłem z przeświadczeniem, że nie jest to takie zwyczajne pożegnanie, ale obietnica dalszego ciągu bardzo mile się zapowiadającej znajomości. Jeszcze w tym samym tygodniu umówiliśmy się z Adą na wspólny popołudniowy spacer z dziećmi. Beata trochę się zdziwiła, że chcę odebrać Wiktora z przedszkola, bo zwykle robiła to ona, ale w sumie była z tego zadowolona. – Pójdę sobie w tym czasie do kosmetyczki – zadecydowała. Gdybym wcześniej potrafił to przewidzieć Spotkanie się udało. Kiedy nasze maluchy szalały w piaskownicy, my mogliśmy spokojnie porozmawiać. Postanowiliśmy więc ten spacer powtórzyć, i wkrótce stał się naszą małą tradycją… Nie udało się długo zachować w tajemnicy mojej nowej znajomości, zresztą nie było to moją intencją. Nie spodziewałem się jednak, że Beata zareaguje gwałtownym wybuchem zazdrości! – Kim jest ta baba? – zaatakowała mnie pewnego dnia. Nie wiedziałem, o kim mówi. – Ta stara, z przedszkola! – określiła Adę i zrobiło mi się dziwnie. – Stara? Jest młodsza ode mnie o całe pięć lat i jak na swój wiek trzyma się świetnie! – zacząłem jej bronić, osobiście czując się urażony. Chociaż w sumie to chyba nieuniknione, kiedy ma się partnerkę młodszą o prawie dwadzieścia lat… „I co ja sobie myślałem, podrywając taką siksę? – przebiegło mi przez myśl. – Co próbowałem sobie udowodnić?”. Przez pół nocy trwała awantura o to, czy mam prawo spotykać się z Adą i jeszcze brać na te spotkania nasze dziecko. – Przypominam ci, że nie jesteśmy małżeństwem, nie jesteśmy nawet w związku! Łączy nas dziecko, ale nic więcej. Ani uczucia, ani łóżko! – protestowałem. Była to prawda, bo nie spałem z Beatą od urodzenia Wiktora. Jakoś wyłączyło mi się pożądanie, kiedy została matką mojego dziecka. No i dobrze, bo przecież nie zamierzałem się z nią wiązać… Tymczasem ona jednak uważała, że ma do mnie jakieś prawa! Kiedy to sobie uzmysłowiłem, zrozumiałem, jak fatalny błąd popełniłem, pomieszkując u niej. Chciałem, aby Wiktor miał poczucie, że wychowuje się w normalnej rodzinie, a my przecież nie byliśmy „normalną” rodziną. Utrzymywaliśmy tę fikcję, aby nie ranić dziecka, a teraz i tak musiało ono zostać zranione. Być może bardziej, niż gdyby od początku wiedziało, że jego rodzice nie są parą. Rano, po prawie nieprzespanej nocy, powiedziałem Beacie, że muszę wyjechać. – Z nią? – zapytała ostro. – Z nią, z tobą, ze sobą samym! – odparłem, wiedząc, że wszystkich nas zabieram w tę podróż w swojej głowie; musiałem się gruntownie zastanowić, co dalej. Zrozumiałem jedno: czas wrócić do siebie, nie mogę już mieszkać z Beatą. Dla dobra nas wszystkich, bo takiego stanu rzeczy nie da się już dłużej ciągnąć. Tym bardziej że szczerze zakochałem się w Adzie. I zamierzałem się z nią związać, jeśli tylko ona mnie także zechce. Nie przypuszczałem jednak, że będzie mi tak ciężko to wszystko przeprowadzić. Choć chciałem zachować maksymalną niezależność w swojej relacji z Beatą, nie wiem dlaczego powzięła ona przekonanie, że ma do mnie wszelkie prawa. – Mieszkałeś z nią, masz z nią dziecko… Co z tego, że nie łączyła was czułość? Wiele par nawet nie wie, co to jest, a jednak są razem przez całe życie – tłumaczyła mi Ada, kiedy zacząłem zwierzać się jej ze swoich problemów i dylematów. W sumie mam troje dzieci, tak jak chciałem Było mi głupio, że wciągnąłem ją w ten młyn, bo Beata zachowywała się jak zdradzona żona! Wszem i wobec opowiadała, że porzuciłem ją i dziecko dla innej kobiety. Wieszała psy na Adzie, zabroniła mi na spotkania z nią zabierać Wiktora. – Ta pani nie jest dla niego najlepszym towarzystwem! – mówiła. – Przecież zabrała mu tatusia! Usłyszałem także, że skoro nagle chcę się żenić po ponad pół wieku kawalerstwa, to ona… była pierwsza w kolejce! Jednym słowem, dostałem wszystko to, czego starałem się uniknąć, nie wiążąc się formalnie z kobietą, której od początku nie darzyłem głębokim uczuciem. Ale najbardziej, oczywiście, cierpi na tym Wiktor… Na szczęście mam Adę, która jest dla mnie ogromną podporą. Nareszcie poznałem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. I zrozumiałem, co oznacza słowo „miłość”. To całkowite oddanie się drugiej osobie, chęć zespolenia się z nią na zawsze. – Gdybym poznał cię dwadzieścia lat temu, nie w głowie byłoby mi kawalerstwo i niezależność! – powtarzam swojej ukochanej przy każdej okazji. – Mielibyśmy teraz co najmniej troje dzieci! Ada tylko z tego się śmieje, mówiąc, że przecież nie wiadomo, jakby to było. – Przecież na pewno byliśmy wtedy inni, może w ogóle byśmy się nie polubili. Najważniejsze, że teraz jesteśmy razem. I mamy dzieci – twojego Wiktora, moją córkę i wnusię. Widzisz, jest ich troje, tak jak chciałeś! Czytaj także:Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronuSzewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego synaZamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy
Urodzinowe50 – tka już na karku już szampanik stoi w barku a pierwsza gwiazdka świeci na niebie MARIOLU dla Ciebie dzisiaj specjalnie Bo dziś są twoje urodziny już zebrało się grono rodziny by uczcić Twoją rocznicę złotą więc czas powiedzieć „pa” kłopotom i niech bąbelki zakręcą nam w głowie my i tak wypijemy Twoje zdrowie żyj tak by żadnego dnia nie żałować i problemami się nie przejmować byś często smaczne ciasto piekła już dawno nas nimi wszystkich urzekłaś dzień dziś szczęśliwy, dzień dziś jedyny dziś są Twoje 50-te urodziny więc składamy Ci te życzenia zdrowia, szczęścia, snów spełnienia żyj nam sto lat MARIOLO kochana kochamy Cię wszyscy – bądź przekonana będziemy z Tobą w smutku i radości więc spojrzyj łaskawie na swoich gości !
W mieszkaniu Alaina Fahrniego są aż dwa pomieszczenia wypełnione kolekcjonerskimi gadżetami zespołu Kiss. Żona Lydia toleruje pasję męża, a syn Mike będzie dziedzicem dorobku ojca Basista Kiss Gene Simmons zastępuje Alainowi ojca. Mężczyzna fascynuje się muzykiem od dziecka. Po latach miał szansę spotkać swojego idola, od którego dostał wyjątkowy prezent Kiss grają najbardziej dzikie koncerty ze wszystkich zespołów z branży rockowej, co potwierdza ich największy fan Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Człowiek, który jest wielkim fanem danego artysty, może kojarzyć się z samotnym, zakompleksionym introwertykiem. Nic bardziej mylnego. Mieszkający w niewielkim szwajcarskim miasteczku Alain Fahrni, jest w szczęśliwym małżeństwie od 31 lat, prowadzi z pozoru zwyczajne życie i każdego poranka jedzie do pracy. Jednak Alain skrywa tajemnicę. W jego mieszkaniu na parterze kamienicy są całe dwa pokoje poświęcone wyłącznie zespołowi Kiss. Zobacz również: Co kryje się pod maskami? KISS to nie są grzeczni chłopcy Kiss płynie w jego krwi. Dosłownie Mieszkanie, w którym mężczyzna żyje z rodziną, to świątynia ku chwale Kiss. W dwóch pokojach jest multum zdjęć, złotych płyt, sylwetek z PCV itp. Kolekcja Alaina Fahrni jest zjawiskowa, bo liczy aż 13 tys. różnych obiektów, w tym automat do gry w pinball i kolekcjonerski bas Kramera w kształcie siekiery, podpisany i numerowany. Za trzy zamienione słowa, uścisk dłoni i zdjęcie ze swoimi idolami Alain Fahrni nie waha się wydać 1200 franków (ok. 5700 zł). Taka jest cena bycia najwierniejszym fanem. Lydia nie wnosi sprzeciwu, widząc szaleństwa męża. Sama kocha muzykę. "Kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, że Alain jest fanem Kiss. Początkowo jego kolekcja zajmowała tylko niewielką przestrzeń oddzieloną zasłoną w naszej sypialni. Potem rosła w siłę... "— mówi Lydia. Choć darzy męża bezgraniczną czułością, przyznaje, że czasem musiała walczyć o "uratowanie kawałka ściany", który zarezerwowała na rodzinne zdjęcia. Nie zawsze było łatwo. "Kiedy kolekcja stała się niczym muzeum, pojawili się ludzie. Niektórzy z nich za bardzo wchodzili nam na głowę. To posunęło się za daleko, ale porozmawialiśmy o tym i uspokoiło się. Pandemia okazała się błogosławieństwem, bo uniemożliwiła ciekawskim zbliżanie się" — mówi Lydia. fani "Kiss" przed koncertem Alain chodzi na koncerty i ugania się za zdjęciami ze swoimi idolami, a Lydia uczy się gry na perkusji, pielęgnuje swój ogród i jeździ do siostry do Włoch. Mimo tych rozbieżności dogadują się i są szczęśliwi. Pewnego dnia jego syn Mike przejmie kolekcjonerskie dziedzictwo. Zobacz również: Kiss wkrótce na koncercie w Polsce. "To wielkie przedstawienie i spektakl" Miłość od pierwszego wejrzenia Przygoda Alaina z Kiss zaczęła się w 1977 r., kiedy miał zaledwie 11 lat. Jego matka nieświadomie zaraziła młodego chłopca pasją do muzyki. Pracowała jako sommelier w kawiarni w La Sagne, skąd przynosiła mu używane płyty do szafy grającej. "Pewnego dnia, wróciwszy ze szkoły do domu, włączyłem telewizor. Był program o nowych trendach muzycznych w USA. Kiss pojawił się na krótko. To było 30 sekund, w których czas się dla mnie zatrzymał. Czułem się oszołomiony i niezmiernie zafascynowany. Do tego stopnia, że następnego dnia pobiegłem do sklepu z płytami, aby kupić album »Love Gun«. Tuż po przesłuchaniu zakochałem się w nim w trymiga i ta miłość przetrwała" — mówi Alain. Alain prędko uznał basistę Gene Simmonsa za swojego idola. "Nie znałem swojego ojca, więc jako dzieciak postrzegałem Gene'a Simmonsa za idealnego zastępczego ojca. Przez lata pielęgnowania mojej pasji zauważyłem, że wielu kolekcjonerów, podobnie jak ja, ma jakąś emocjonalną lukę. Gene Simmons ma szaloną aparycję, czym od zawsze mi imponował. Spotkałam go kilka razy i za każdym razem nogi mi się trzęsły. To jedyny facet, który sprawia, że tak się czuję" — mówi Alain Fahrni. Zobacz również: Gene Simmons: demoniczna twarz twórcy KISS Foto: Katerina Sulova / PAP Gene Simmons, 2022 r. "Skontaktował się ze mną i chciał kupić tuzin posiadanych przeze mnie książek, ale odmówiłem. Chciałem mu je wręczyć osobiście, co udało mi się zrobić w Zurychu w 2013 r. Był tak zaskoczony, że nie chciałem pieniędzy, że dał mi wystawny prezent, zapraszając mojego syna i mnie na prywatne spotkanie, zanim wręczył mi cymbał podpisany przez wszystkich czterech członków zespołu!" — opowiadał Alain Fahrni o spotkaniu z idolem. Największe zwierzęta sceniczne w historii muzyki Zaledwie czteroliterowa nazwa Kiss brzmi bardzo niepozornie. Nagrali aż 20 albumów studyjnych. Ostatni ukazał się w 2012 r.. Mają liczne przeboje, ale najpopularniejszy i niezapomniany to "I Was Made For Lovin' You". Sprzedali 150 mln egzemplarzy płyt, a w przyszłym roku będą świętować 50-lecie swojej kariery. Wszystko zaczęło się w 1973 r. w nowojorskim Queens, kiedy glam rock był na topie. To był czas świetności Alice Cooper, Davida Bowie i The New York Dolls. Przez pierwsze 10 lat członkowie Kiss uczynili oryginalne przebrania swoim znakiem rozpoznawczym. W latach 1983-1996 porzucili intensywny makijaż, ale później przywrócili go do swoich stylizacji jako niezastąpiony element. Przez pewien czas stacje radiowe bojkotowały zespół, ale fanów to nie zraziło, bo do dziś wspierają swoich ulubieńców. Zobacz również: Spektakularny koncert KISS w Łodzi! Rock&roll, płomienie, wybuchy i krew na scenie [RELACJA] Kiss to ekscentryczny zespół, który uosabia "rock'n'rollowy cyrk". Jest uważany za jedną z najlepszych kapel grających na żywo w historii, ponieważ członkowie robią wielkie przedstawienie na scenie. Na ich koncertach można zobaczyć efekty pirotechniczne, instalacje 3D czy neonowe lasery. A w samym centrum zainteresowania i tak znajdują się muzycy, którzy są zwierzętami scenicznymi. "Ich koncerty to niezapomniane widowiska, na których jakoś nigdy nie było lasek z poderżniętymi gardłami na scenie. Te pogłoski to tylko sfabrykowane legendy" — upiera się zirytowany Alain Fahrni. Foto: QUIQUE GARCIA / PAP "Kiss" na scenie, 2022 r. Pod względem marketingowym "Kiss" nie ma sobie równych w branży rockowej. Marka, którą członkowie "Kiss" budowali przez tyle lat, została wyceniona w 2006 r. na ponad 1 mld dolarów. Alain Fahrni poznał wszystkich członków zespołu, czasem pobieżnie. Nawiązał przyjaźń z byłym gitarzystą Bruce'em Kulickiem, z którym spotkał się pięć razy w jego domu w La Chaux–de–Fonds. Spotykał się także z obecnym perkusistą Erikiem Singerem. W przyszłym roku Kiss będzie świętować 50 lat kariery i po raz ostatni wystąpi w Nowym Jorku. Alain Fahrni też może tam być. Lydia pewnie zostanie w domu. Wyznała, że 70-latkowie malujący się jak dzieci i skaczący na scenie, są dla niej trochę zabawni. Dobrze, że Alain Fahrni tego nie słyszał... Zobacz również: Zieją ogniem, roztrzaskują gitarę na scenie. Koncerty KISS to prawdziwy performance Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. (tom)
50 latek masz już na karku